Elena Ferrante, Córka

sobota, 21 października 2017

Córka to opowieść bardzo zbliżona do Mam na imię Lucy. Wewnętrzne rozterki głównej bohaterki, jej przemyślenia, wspomnienia i decyzje sprawiają, że nie sposób oderwać się od lektury choć na moment.

Długo zastanawiałam się, o czym właściwie jest ta książka.  

Ale już wiem. To opowieść kobiety, która pogubiła się w pewnym momencie swojego życia. Kobiety, która nie była szczęśliwa w roli żony i matki. Kobiety, która pragnęła być w centrum zainteresowania. I w końcu kobiety, która dostała to co chciała i... no właśnie, czy jest szczęśliwa?

Leda - nasza główna bohaterka to rozwiedziona nauczycielka literatury angielskiej. Ponieważ niedawno opuściły ją córki, które wyprowadziły się do ojca do Kanady, może się wydawać, że będzie przeżywała załamanie jakie przeżywa niejedna matka, gdy dziecko wyprowadza się z domu choćby trzy ulice dalej. 
Jednak nie, Leda... oddycha z ulgą. Jest jej dobrze. Wstydzi się tego, ale stwierdza, że czuje się o wiele lepiej bez córek i obowiązków.
Głupotą jest myśleć, że można zwierzyć się własnym dzieciom, zanim skończą co najmniej pięćdziesiąt lat. Żądać, aby patrzyły na matkę jak na człowieka, a nie na funkcję. / str. 126
Wyjeżdża na wakacje na południe kraju i poznaje tam dziwną z pozoru idealną rodzinę. Codziennie obserwuje kobietę imieniem Nina i jej małą córeczkę Elenę jak bawią się starą, zniszczoną lalką. Nie może pojąć jak taka wstrętna lalka może być ulubioną zabawką dziewczynki lecz obserwacja tych dwóch sprawia, że Leda przypomina sobie pewne sytuacje ze swojego życia, gdy była córką, a później matką. 

W moim odczuciu - i w jej samym - Leda to wyrodna matka, która chyba nigdy tak naprawdę matką nie chciała być. Zależy jej na tym by być w centrum, a dzieci wiecznie ją denerwowały. No i oczywiście, jaka matka by była zdolna do odejścia od męża i córek i nie kontaktowania się z nimi przez trzy lata?
Patrzyłam, jak leci w dół na asfalt, i czułam okrutną radość. Gdy tak spadała, wyglądała paskudnie, Nie wiem, jak długo stałam oparta o barierkę i obserwowałam, jak rozjeżdżają ją samochody. /str. 73
Jednak, jak to w tego typu powieściach bywa - ostatecznie lalka zmienia coś w Ledzie. Sprawia, że kobieta zaczyna wracać pamięcią do chwil, w których traktowała swoje córki jak potwór i wyrzucać sobie swoje zachowanie.

Gorąco polecam wielbicielom dzieł Elizabeth Strout - bardzo podobny klimat do Mam na imię Lucy.





Za egzemplarz serdecznie dziękuję:

Panna Jagiellonka









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz